Uwaga! Będę się zachwycać! Mój narzeczony uważa, że jak chcę
recenzować, to powinnam być PRAWDZIWYM recenzentem i nie zostawiać na autorze
książki suchej nitki. Ale ja mam na ten temat inne zdanie. Czytam dla
przyjemności i wybieram książki, o
których wiem, że z dużym prawdopodobieństwem mi się spodobają. Dlatego nie ma
się potem co dziwić, że tak jest. A Ty, Kochanie, możesz założyć swojego bloga
i sam pisać PRAWDZIWE recenzje. O!
W te wakacje bardzo się rozszalałam i kupuję dużo książek!
Kupuję nowe szybciej niż zdążę przeczytać poprzednie. Ale co ja poradzę, że za
każdym razem, kiedy pójdę do księgarni, to kolejna książka wpadnie mi w oko i
nie daje mi spokoju, dopóki jej nie kupię. No nic nie poradzę! Nawet buszując
po internecie na każdym rogu czają się nowe pokusy! Także zamawianie przez Internet
niestety nie rozwiązuje problemu.
No dobra, więc co zaczęłam czytać po „Inferno”? Otóż,
książkę Pauliny Mikuły „Mówiąc inaczej”. Co mnie skłoniło do jej kupna?
Paulina!
Zaczęłam oglądać kanał Pauliny na YouTubie kilka miesięcy
temu. Trafiłam na niego tak zwanym przypadkiem, czyli któryś z odcinków „Mówiąc
inaczej” pojawił mi się po prawej stronie ekranu, kiedy oglądałam coś innego. (Wiem,
że tak naprawdę to przypadek wcale nie był, lecz sprytny wynalazek informatyki).
Od razu polubiłam Paulinę! Najpierw ujęła mnie sposobem
bycia, ale później, i to o wiele bardziej, swoją autentycznością. Bardzo podoba
mi się to, że Paulina czyta wszystkie komentarze, (choć nigdy żadnego nie
napisałam), odpowiada na nie i nie ukrywa tego jakie emocje w niej budzą, lecz
mówi o tym otwarcie! W dzisiejszych czasach modne jest bycie silnym i nie
pokazywanie po sobie, że ktoś nas zranił, a Paulina nie wstydzi się tego i
dzięki temu podbiła moje serce! (Tylko bez nadinterpretacji proszę!)
A poza tym, bardzo podoba mi się to, że Paulina pokazuje, że
po humanistycznych studiach jest co robić, i że nie idą tam tylko ludzie,
którzy nie maja głowy do matematyki, ale ludzie z pasją, którzy mają dużo do
powiedzenia i do zrobienia na tym świecie! Kwestia ta jest bardzo bliska mojemu
sercu, gdyż właśnie za sprawę tej powszechnej opinii o studiach humanistycznych,
za jawną oraz podprogową namową ze strony rodziny, ja nie zdecydowałam się na
nie pójść. A nawet myślałam o filologii polskiej. Ale sama w końcu przyznałam,
że nie pójdę na polonistykę, bo nie chcę być nauczycielką. Gdybym wtedy Cię
oglądała, Paulina! Ale wtedy nie prowadziłaś jeszcze kanału.
Wracając do tematu, kiedy tylko dowiedziałam się, że
Paulina pisze książkę, od razu wiedziałam, że ją kupię. Ale kiedy zaczęłam ją
czytać, mój entuzjazm trochę osłabł. Już, zdaje się, na pierwszej stronie
Paulina wspomniała, że miała wątpliwości, czy nie jest za młoda na pisanie
książki. Po kilku stronach byłam skłonna przyznać jej rację. Ale, ale,
spokojnie, im dalej w książkę tym lepiej. Pierwszy rozdział, a właściwie wstęp,
był bardzo ogólny, Paulina opowiadała o sobie, o tym, dlaczego pisze, o swoich
początkach z YouTubem, i odniosłam wrażenie, że nie ma pomysłu na książkę. Być
może było to spowodowane tym, że nigdzie nie było powiedziane, o czym właściwie
będzie ta książka. Paulina nie wspominała o tym też na kanale. Mówiła, że pisze
książkę, ale ja cały czas zastanawiałam się, co właściwie będzie jej treścią.
Wiadomo było, że język, ale chciałam czegoś bardziej konkretnego. Czy będzie
mówiła o tym, co w filmach, czy o zasadach czy jeszcze o czymś innym. We
wstępie też o tym nie wspomniała, więc byłam już mocno zniecierpliwiona. Poza
tym, odniosłam wrażenie, że styl też nie jest najlepszy. Tak, tak, ja,
znawczyni stylu! Ale czytałam dalej. I miałam coraz mniej zastrzeżeń. A pod
koniec byłam już pełna zachwytu!
Jak już wspomniałam, książka zaczyna się od wstępu, w którym
Paulina się przedstawia i mówi o tym, jak to się stało, że oto trzymamy w
rękach książkę jej autorstwa. Większość tych rzeczy wiedziałam już wcześniej z
filmów, więc nie było to dla mnie mocno porywające. Nie twierdzę jednak, że te
informacje były niepotrzbene! Zdaję sobie sprawę, że książka była adresowana do
szerszego grona odbiorców niż tylko widzowie jej kanału.
Potem, w pierwszy rozdziale, opisane są najczęstsze błędy
polaków. Tak jak wyżej, znałam już z YouTuba, ale powtórka się przydała!
Przyznam się szczerze, że nie wiedziałam co znaczy słowo „bynajmniej” dopóki
Paulina mi tego nie wyjaśniła, ale na swoją obronę dodam, że nie używałam go
wcale! Z kanału się o tym dowiedziałam, ale szybko zdążyłam zapomnieć, a
przeczytawszy o tym drugi raz w książce, utrwaliło mi się na tyle, że teraz już
pamiętam i nawet raz użyłam. W piśmie, nie w mowie, ale pierwsze koty za płoty!
Tak, było to w poprzednim poście. Jadnak nadal nie wiem, jak mają się przecinki
do tego słowa, dlatego muszę jednak wrócić do odcinka. Tak czy inaczej, uważam,
że ten rozdział był potrzebny, bo powtarzania podstawowych zasad nigdy za wiele!
W końcu, że tak po łacinie powiem, repetitio est mater studiorum!
Dalej mamy bardzo ciekawy rozdział o wulgaryzmach, z którego
możemy się dowiedzieć o pochodzeniu niektórych przekleństw, o tym, że niektóre
słowa kiedyś nimi nie były a teraz są, a inne odwrotnie. Uświadomimy sobie również
jakim dostatkiem wulgaryzmów dysponujemy i dowiemy się, jak ważna jest właściwa
interpunkcja przy ich stosowaniu. Mimo że sama niezbyt często przeklinam,
podejście Pauliny do wulgaryzmów bardzo mi się podoba i uważam, że jest zdrowe.
Kolejny rozdział traktuje o związkach frazeologicznych.
Przyznaję się bez bicia, że od czasów szkoły zdążyłam już zapomnieć, co to
jest, dlatego podeszłam do tego rozdziału z zainteresowaniem. Dobrze było się
dowiedzieć o pochodzeniu niektórych z nich. Myślę, że dzięki temu łatwiej jest
zapamiętać ich poprawną formę i nie przekręcać. Największym zaskoczeniem był
dla mnie „wyjątek potwierdzający regułę”! Kiedyś wydawało mi się to
nielogiczne, choć nie emocjonowałam się tym jakoś bardzo. A teraz to takie
oczywiste. Dziękuję Ci, Paulino, że mi to wyjaśniłaś!
Następnie rozdziały o ortografii i interpunkcji. Brrr. Podeszłam
do nich dosyć niechętnie, ale oczywiście okazało się, że nawet przez te
zagadnienia, dzięki Paulinie, można przejść z przyjemnością. Nawet pomimo tego,
że ona sama nie znosi ortografii! Oczywiście rozdziały nie wyczerpują obu
tematów, a jedynie zahaczają o niektóre zasady.
Ostatnie trzy rozdziały podobały mi się najbardziej. To
tutaj pojawił się zachwyt! Są „luźniejsze”, mniej w nich zasad, a więcej
przemyśleń Pauliny na temat języka i zjawisk z nim związanych, jakie obecnie
obserwujemy. I dobrze, bo Paulina poza zasadami poprawnej polszczyzny ma nam
dużo do zaoferowania!
Podsumowując, książka mnie nie rozczarowała, mimo mylnego pierwszego
wrażenia! Mam wrażenie, że wraz z pisaniem książki, Paulina się rozkręcała,
„wyluzowywała” (jest takie słowo?), jej styl stawał się lżejszy, mniej
wymuszony a bardziej naturalny. Tak, jakby Paulina pozwalała sobie na więcej
siebie wraz z postępem pisania, przestawała się stresować, a dała się ponieść
temu, co jej w duszy gra, bez zbędnego analizowania. Ale to tylko moje osobiste
(teraz wiem, że to tautologia) wrażenie, które może być wytworem mojej
wyobraźni.
Myślę, że Paulina ma nam o wiele więcej do powiedzenia i myślę
sobie, że fajnie by było, gdyby napisała oddzielne książki na tematy, o których
traktowały poszczególne rozdziały. Może oprócz ortografii, bo nie chcę jej torturować,
a to można sobie łatwo sprawdzić. Ale byłoby cudownie.
Kończąc, powiem tak: wspaniały debiut! Gratuluję, Paulina!